Jak o Hremańcach to tylko na wsi.
Pogoda dopisała i sierpniową lekturę, czyli powieść Barbary Kosmowskiej omówiliśmy na łonie natury, wszak tytułowe Hermańce to wieś i jej dosyć malowniczy mieszkańcy.
Ale nie jest to książka o wsi spokojnej i wesołej. Utrzymana w konwencji, czasami wręcz zabawnego opowiadania narratora, którego poznajemy tylko z nazwiska, ukazuje wieś, „z której można wyjechać, ale nie można przed nią uciec”.
Czy dokona tego M. Złotowski, główny bohater Hermańców? Czy zbrodnia, która zdarzyła się w tej specyficznej społeczności, zostanie ukarana?
Niektórzy z nas poznali zakończenie, niektórzy nie, argumentując, że powieść nudna i bezgatunkowa.
Pisząca tę notatkę klubowiczka, jak i część pozostałych zachęcają jednak do książki. Świetny warsztat literacki, poczucie humoru Kosmowskiej i sporo trafnych tzw. złotych myśli to niewątpliwy atut Hermańców, a kto powiedział, że powieść MUSI stanowić konkretny gatunek?
A wszystko to przy placku drożdżowym i babeczkach z borówkami.
Ach, lato…