Logo Biblioteka Publiczna
MiG Szamotuły
im. Edmunda Calliera

 

W październiku nasz Dyskusyjny Klub Książki czytał i rozmawiał o tytule: „Bardzo martwy sezon” Marcina Kołodziejczyka.
Z opisu na okładce dowiadujemy się, że to ”Oda do niedziania się wielkich rzeczy i do codzienności, czasem jednak do rzeczy najistotniejszych. Bo najbardziej tajemnicze jest stawanie się, a nie osiąganie celów. Oto mrożące krew w żyłach historie o Polsce, która siedzi z piwem w ręce i pilotuje telewizor”.
Autor jest specem od Polski – zarówno tej prowincjonalnej, jak i wielkomiejskiej. Pierwszą portretował w docenionym zbiorze tekstów „B. Opowieści z planety prowincja”. Pod podszewkę wielkomiejskiej klasy średniej zaglądał w świetnie przyjętej „Dysforii. Przypadkach mieszczan polskich”, książce badającej horyzonty życiowe, mentalne i językowe nowych „strasznych mieszczan”.
„Bardzo martwy sezon” to reporterska opowieść o szansach utraconych i tych nigdy nie zyskanych. Zaskakuje precyzją i wnikliwością. Z pozornie mało znaczących historii codziennego życia i drastycznych sensacji, którymi żyła cała Polska, wyłania się gorzka prawda o nas samych i o naszym kraju.
Teksty w książce, która ukazała się w 2016 roku, układają się w opowieść o tym, jak Polska stara się być częścią bogatego i kulturalnego Zachodu, ale często znajduje się gdzieś indziej – wszędzie i nigdzie, w toku wiecznej zmiany.
Wiejskie klany skłócone tajemniczą śmiercią młodego chłopaka, mężczyźni pijący pod sklepem nalewkę Ambasador za 6,50 zł, młodzież, która ucieczki od nudnej codzienności Więcborka szuka w podnoszeniu ciężarów, powiatowi aktorzy porno, bywalcy dyskoteki w popegeerowskiej wsi, ale też dziewczyny z wielkiego miasta, które chcą robić teatr alternatywny. To tylko niektórzy bohaterowie tej książki.
Reporter znajduje ich na obrzeżach głównego nurtu życia, gdzie nie docierają kamery telewizyjne. Podsłuchuje swoich bohaterów zarówno pod wiejskim sklepem, jak i na berlińskim dworcu. Ich głosy tworzą nieoczywisty, choć, w dużym stopniu, prawdziwy obraz Polski.
27 reportaży, które pierwotnie ukazywały się w rubryce ”Na własne oczy” tygodnika „Polityka”, z jednej strony opowiadają 27 różnych historii, jednak w każdej dostrzegalny jest charakterystyczny i ironiczny styl Kołodziejczyka.
Przez lekturę można przebrnąć całkiem szybko. Mimo to, dobrze jest ją sobie „dawkować”, aby nie czuć się zbyt przytłoczonym „szarzyzną” polskiej ówczesnej rzeczywistości i codzienności sporej grupy Polaków.

 

Następne spotkanie odbędzie się 19 listopada o godz. 18:15. Czytamy „Rana”- Wojciech Chmielarz

Skip to content