Zapewne każdy z nas wiele razy słyszał stwierdzenie, że „Książka jest dobra na wszystko”. Być może nie można tych słów traktować absolutnie dosłownie, ale warto się nad nimi pochylić.
We wrześniu nasz Dyskusyjny Klub Książki czytał i debatował nad tytułem: „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” autorstwa Marcina Wichy.
Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, wspomnienia, urywki zdań? Narrator,
i jednocześnie autor, porządkuje książki i rzeczy pozostawione przez zmarłą matkę. Rekonstruuje także jej obraz – mocnej kobiety, która w peerelowskiej, a potem kapitalistycznej rzeczywistości umiała żyć według własnych zasad. Wyczulona na słowa, nie pozwalała sobą manipulować, w codziennej walce o szacunek – nie poddawała się. Była trudna i odważna.
„W tej książce nie ma sentymentalizmu – matka go nie znosiła – są za to czułość, uśmiech i próba zrozumienia losu najbliższej osoby. Jest też opowieść o tym, jak zaczyna odchodzić pierwsze powojenne pokolenie, któremu obiecywano piękne życie.”
Dla Marcina Wichy ta książka jest próbą przeżycia żałoby w dość niecodzienny sposób. Okazało się jednak, że z tej metody może skorzystać również każdy jej czytelnik.
Treść przemawia do nas z wielką siłą nie tylko dlatego, że odejście matki to jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć, jakiego zaznajemy. „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to ponadto opowieść o tym, że książki mogą stanowić pewien niezwykły pomost między życiem a śmiercią. Literatura w nowej roli idzie w parze z całą masą tych uciążliwych drobiazgów, z którymi jakoś trzeba się uporać. Nie można ich wyrzucić, bo stanowią dowód życia, które ukształtowało autora. Tego życia, którego już nie ma. Wyjątkowo przejmująca rzecz o bolesnym braku. O tym, że zmarli zaczynają żyć intensywnie dopiero po swojej śmierci.
Podczas lektury doświadczymy pięknej polszczyzny, sugestywnych kadrów wspomnień, zdań zajmujących uwagę na długo i fraz opisujących to, co pozostało – w wielu wymiarach.
To nie jest książka łatwa. Znajdziemy w niej niepewność, wahanie i zwodniczą melancholię. Jest jednocześnie bardzo odważna. Pokazuje odwagę kryjącą się w słowach opowiadających koniec i tym samym torujących drogę do nowego początku. Wicha opowiada o bliskości z tym, co literackie, oraz obcości pustki – pośród rozrzuconych rzeczy i uporządkowanych pozornie, lecz czasem zupełnie bezradnych słów.
Piękna, wzruszająca, mała książka o wielkich sprawach związanych ze śmiercią oraz pamięcią o niej.
„Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić. Dopiero martwych ludzi mamy na własność, zredukowanych do jakiegoś obrazka czy kilku zdań. Postaci w tle”.
Następne spotkanie: 22.10.2024 r. godz. 18:15.
Czytamy: „Bardzo martwy sezon. Reportaże naoczne”- Marcin Kołodziejczyk.